Nędza polskiej polityki

Wydarzenia, które od kilku miesięcy rozgrywają się na naszych oczach pokazują jednoznacznie, że poziom polskiej polityki sięgnął dna. Jak na dłoni widać, że politycy rządzącej koalicji nurzają się w moralnym bagnie, przy kompletnej bezsilności opozycji, która może jedynie czekać na dalszy rozwój wypadków i ostateczny wyrok wyborców w zbliżających się wyborach parlamentarnych.Do tego czasu raczej nic się nie zmieni, no może poza jeszcze większą degrengoladą grupy trzymającej władzę.

Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że wynik plebiscytu wyborczego może zostać wypaczony. Jak bowiem wynika z ujawnionej rozmowy ministra Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką, sitwa przewidziała kłopoty z utrzymaniem się przy korycie. Dlatego dużym strumieniem pieniędzy z banku centralnego i z praktycznie zlikwidowanych OFE zamierza sobie kupić przychylność Polaków, szczególnie emerytów i rodzin wielodzietnych, co zresztą zapowiedział Donald Tusk w swoim „małym” exposé. Oburzenie budzi również zapowiedź podwyżek płac dla pracowników administracji publicznej, co w dobie kryzysu i gorączkowego poszukiwania oszczędności budżetowych oraz chronicznej niewydolności naszej biurokracji jest krokiem całkowicie nieuzasadnionym. Jednak zrozumiałym z punktu widzenia strategii wyborczej PO, która rozbudowując do niebywałych rozmiarów system klientelizmu politycznego stara się teraz zmobilizować ogromne rzesze urzędasów do głosowania na partię rządzącą.

Politycy PO kreują się na prawdziwych wizjonerów i dobrych gospodarzy, którzy zapewnili Polsce 10 lat „świetlnych” wspaniałego rozwoju i modernizacji. Tyle tylko, że to jedynie propaganda, którą bezwzględnie weryfikuje życie. Wypowiedzi Sienkiewicza ujawniły właśnie prawdziwe kulisy platformianych rządów, których sztandarowe projekty niefrasobliwy dygnitarz skwitował słowami, że są to ch…, dupa i kamieni kupa, przyznając jednocześnie, że: państwo polskie istnieje jedynie teoretycznie. Po takim występie minister powinien podać się do dymisji i ze wstydem odejść w polityczny niebyt. Tymczasem chełpiąc się statusem pokrzywdzonego, kurczowo trzymał się swojej rządowej posady i próbował rzekomo wyjaśnić aferę taśmową, której jest jednym z głównych bohaterów. Nie pierwszy to raz, kiedy rządzący są sędziami we własnej sprawie. Tak właśnie politycy z PO i PSL „pozamiatali pod dywan” wcześniejsze swoje afery. Ale w tym przypadku jest to prawdziwe kuriozum, ponieważ dla śledczych ważniejsze jest to, kto kogo i w jakim celu nagrał, niż to jakie przekręty planowali najwyżsi rangą funkcjonariusze państwowi. Widać więc gołym okiem, że mamy do czynienia z desperacką próbą ratowania notowań rządu, w trakcie której sitwa sprawująca władzę nie waha się przed żadną niegodziwością – bezczelnie kłamiąc, łamiąc składane obietnice i naginając prawo.

Płonne są też nadzieje tych, którzy kierują do „ludowców” apele o porzucenie patologicznego układu z PO, ponieważ już dawno temu Platforma scementowała koalicję i zapewniła sobie bezwzględną lojalność swojej przystawki. Prominenci z PSL-u spłacają teraz dług wdzięczności za ukręcenie łba aferze związanej z firmą Elewarr i przywróceniem do łask ministra Sawickiego. Zacieśnieniu współpracy służyły też prokuratorskie przeszukania w biurach szefa klubu parlamentarnego PSL – Jana Burego, przeprowadzone w trakcie głosowania nad wnioskiem o wotum nieufności wobec ministra spraw wewnętrznych. A jak powszechnie wiadomo poseł Bury troszczy się o znajomych i ich interesy, tak samo zresztą jak cała jego partia, która od wielu lat uprawia na koszt podatników swoiście pojętą politykę prorodzinną, dbając o kariery i wzrost zamożności własnych familii. Dlatego nie powinna nikogo dziwić uległość „ludowców” wobec trzymającej ich za przysłowiowe „jaja” Platformy, która wie jak wykorzystać słabości coraz zachłanniejszych obszarników z PSL-u.

Strony: [ 1 ] [ 2 ]