Szkoła charakteru

Józef Piłsudski powiedział kiedyś, że „gdy po śmierci stanie przed Bogiem, będzie go prosił, aby nie przysyłał Polsce wielkich ludzi”. I choć w kolejnych pokoleniach Polaków nie brakowało szczerych patriotów, to wśród nich na próżno szukać przywódcy z prawdziwego zdarzenia, na miarę tych, którzy prawie sto lat temu doprowadzili do odzyskania przez Polskę niepodległości.

W polskiej polityce, na przestrzeni dziesięciu wieków, wykrystalizowały się dwie orientacje: piastowska i jagiellońska, które zawsze znajdowały w kolejnych latach swoich apologetów. Wraz z utratą suwerennego bytu państwowego, przeniosły się one na płaszczyznę wewnętrznej rywalizacji konspiracyjnych związków politycznych, które pełniły funkcję zastępczą prawowitego rządu polskiego. Niektórzy działacze patriotyczni, wysuwający postulat kooperacji polskich partii, jak np. Feliks Młynarski, widzieli zasadniczy problem w ich zatargach, które niekiedy przeradzały się w krwawe potyczki. Pisał on w „Zagadnieniu polityki niepodległości”: Dziś w Polsce przepala nas roznamiętnienie partyjne. Nie ma podziału pracy, nie pochód harmonijny różnymi drogami do celu wspólnego i drogiego, ale wstrętna chwilami i ordynarna waśń partyjna jest wykładnikiem naszego życia politycznego. Czy osoby posługujące się tego typu retoryką miały rację, oceniając fakt istnienia wewnętrznej walki politycznej, jako zjawiska negatywnego, będącego przyczyną fermentu narodowego? Wszak cel, jakim było odzyskanie niepodległości, został osiągnięty. A co by było, gdyby zamiast Ligi Narodowej i frakcji „starych” PPS-u, przyszłość naszej polityki ukształtowali nastawieni ugodowo konserwatyści krakowscy, propagujący ideę tzw. polityki realnej, polegającej na daleko posuniętej współpracy z zaborcami?

Sedno zagadnienia tkwi w rozumieniu pojęcia walki politycznej. Może być ona dla danego państwa destrukcyjna lub twórcza. W omawianym okresie naszej historii był to ten drugi typ, zarówno w wydaniu pracującej na płaszczyźnie oświatowo-wychowawczej Ligi Narodowej, jak i nastawionego na militarną konfrontację obozu piłsudczykowskiego. Współcześnie modne jest podważanie sensu powstań narodowych, argumentacją o źle obranej strategii, prowadzącej do okrutnych represji, które dosięgnęły naszych rodaków po upadku zrywów niepodległościowych. Nie to jest istotne, a sama idea czynu zbrojnego, której założeniem było wskrzeszenie Rzeczypospolitej. Powstańcy 1794, 1830 i 1863 roku nie kalkulowali. Nie zastanawiali się nad konsekwencjami podjętych działań, bo nie widzieli sensu życia pod obcym panowaniem. To uczyniło z nich ludzi wielkich, a ich czyn dał natchnienie następnym pokoleniom, które wstąpiły na szlak bojowy w 1914 r. To ich duchowe dziedzictwo wydało na świat ostatnich wielkich liderów wspomianych nurtów politycznych: Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. Oni już nie doczekali się godnych następców. Fakt ten stawia nas wobec pytania: co jest przyczyną tego, że po zakończeniu II wojny światowej nie pojawił się człowiek, który stanąłby na czele Narodu Polskiego i poprowadził go do wielkości?

Bez względu na osobiste poglądy dotyczące ustroju państwowo-prawnego, nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć, że życie narodów i postęp cywilizacyjny kształtowały wybitne jednostki, a nie tłumy. Jak to słusznie zauważył Gustaw Le Bon, masy społeczne we wszelkich skupiskach posiadają podobną charakterystykę intelektualną, zaś o przewadze jednych narodów nad drugimi decyduje ilość znajdujących się w nich ponadprzeciętnych jednostek. Jest ona niewątpliwie w znacznym stopniu uwarunkowana genetycznie i związana z pochodzeniem etnicznym. Gdyby było inaczej, wszystkie rasy ludzkie miałyby jednakowy wkład w rozwój cywilizacji. Tymczasem jedni tę cywilizację tworzą, podczas gdy drudzy ją konsumują, jedni zdobywają, a drudzy są podbijani. To, co decyduje o takim porządku rzeczy, o przewadze indywidualności nad masą, nazywamy charakterem. Fakty historyczne pozwalają nam ukuć pojęcie empiryczne charakteru ludzkiego, jako zbioru cech stanowiących o elitarności jednostek, która to wyższość wynika ze zdolności twórczych, wytrwałości w dążeniu do celu i moralności w znaczeniu oddziaływania na zbiorowość, przez którą należy rozumieć posiadanie pewnych stałych reguł postępowania i nie zbaczanie z nich. Tak rozumiany charakter nie jest stałą częścią osobowości, tylko jej elementem, niezależnym od intelektu i postępującym wraz z indywidualnym rozwojem. To, na jakiej płaszczyźnie i w jakim stopniu się objawi, zależy od bardzo wielu czynników, zarówno duchowych, jak i zewnętrznych. Fakt posiadania określonych predyspozycji nie oznacza od razu osiągnięcia sukcesu w danej dziedzinie, a jedynie zarysowuje taką możliwość. Ostatecznie powodzenie jest uwarunkowane ilością włożonego wysiłku, ale też wpływem środowiska. Podobnie rzecz się ma z charakterem. Człowiek o odpowiednich uwarunkowaniach psychologicznych może go w sobie ukształtować, ale równie dobrze może on zostać zniszczony przez tzw. czynniki przystosowania.

Jeśli więc charakter jest dziedziczny i konkretne jednostki mogą go w sobie „wyrobić”, to jego zanik na polu politycznym można wytłumaczyć tylko w jeden sposób – destrukcyjnym wpływem środowiska. Adam Szelągowski, wybitny historyk i działacz Ligi Narodowej, poddając dogłębnej analizie kwestię stosunków międzyludzkich na płaszczyźnie prawno-państwowej, stwierdził, że jakkolwiek przeto może się wydawać rzeczą niemoralną i brzmiącą paradoksalnie, wszelako trzeba stwierdzić, że tylko w walce i nienawiści należy szukać źródła związków ludzkich. Otoczenie, które odbiera człowiekowi wolę walki, niszczy jego indywidualność i rozkłada cywilizację. I Rzeczpospolita upadła dlatego, że większości szlachty, rozpasanej za rządów Sasów i zaabsorbowanej wyłącznie stanem własnego majątku, zabrakło tej woli. Gdy odrodziła się ona w duszach Powstańców, a potem narodowych demokratów i narodowo ukierunkowanych socjalistów, odrodziła się także wolna Polska.

Przemysław Piejdak

Fragment artykułu, który ukazał się w „Polskim Szańcu” 2/2015.