Czy płaca minimalna jest potrzebna?

Wraz z rozpoczęciem kampanii wyborczej do Sejmu na nowo rozgorzała dyskusja na temat podniesienia jakości życia Polaków. PiS i Lewica widzą rozwiązanie tej kwestii w zwiększeniu dodatków socjalnych i podniesieniu płacy minimalnej. Słuchając tego typu postulatów i poziomu argumentacji używanego przez różnych politykierów, można wrócić mentalnie do czasów PRL-u, kiedy to dość powszechnie myślano, że remedium na niedostatek pieniędzy jest ich dodruk.

W pewien wrześniowy wieczór włączyłem TVP Info i traf chciał, że akurat trwała debata na temat zarobków Polaków. Głos zabrał poseł Zbigniew Kuźmiuk z PiS, który postawił tezę, że prywatne firmy mają niedobór pracowników ze względu na oferowane zbyt niskie zarobki, a radykalne podwyższenie płacy minimalnej spowoduje, że pracownicy będą walić drzwiami i oknami do tych przedsiębiorstw. Tak, mówimy o radykalnym posunięciu, bo PiS obiecał stopniowe podnoszenie progu minimalnego wynagrodzenia do wysokości 4000 zł brutto w 2023 roku. Warto w tym miejscu nadmienić, że aktualnie kwota ta wynosi 2250 zł, co stanowi wzrost o 7,1% w stosunku do roku ubiegłego, w którym jej wysokość została określona na 2100 zł. Tymczasem premier Morawiecki zapowiedział, że w przypadku zwycięstwa PiS w nadchodzących wyborach, wynagrodzenie to wzrośnie pod koniec 2020 aż do 3000 zł, czyli o prawie 34% w porównaniu do roku bieżącego! Co do samego hasła – „płaca minimalna 4000 zł”, to od strony marketingu politycznego jest to bardzo sprytna zagrywka, wszak „elektorat 500+” nader często nie rozróżnia brutto od netto i niejeden wyborca pomyśli sobie, że te 4000 zł dostanie „do ręki”. A PiS oczywiście nie ma zamiaru wyprowadzać ich z błędu.

Wypowiedź Kuźmiuka jest znamienna dla pseudoelit III RP – wiesza psy na prywatnych przedsiębiorcach za to, że za mało płacą pracownikom i myśli, że jak państwo nakaże, to bez żadnego sprzeciwu i konsekwencji będą im płacić więcej. Typowo komunistyczne myślenie: przedsiębiorca – sknera, wyzyskiwacz i ciemiężyciel ludu pracującego. To, skąd „prywaciarz” ma wziąć pieniądze na podwyżki, Kuźmiuka i jego partyjnych kolegów już nie interesuje. W zasadzie trudno, żeby interesowało, skoro od lat siedzą sobie wygodnie na państwowych posadkach, w wielu przypadkach nie skalali się w życiu uczciwą pracą i zwyczajnie nie mają pojęcia o życiu przeciętnego człowieka. Nie zapominajmy, że to właśnie wśród posłów PiS jest najwięcej „parlamentarzystów z zawodu”. Nie znaczy to oczywiście, że w innych partiach systemowych tj. PSL, SLD, PO, Nowoczesna takich przypadków nie ma. Tylko że tamci mają na tyle rozumu, żeby nie wypowiadać się na ten temat w tak bezczelny i ignorancki sposób, jak to uczynił 4 lutego 2017 roku prezes Kaczyński na konferencji poświęconej zagadnieniu przedsiębiorczości w Polsce, stwierdzając w kontekście obciążeń wysokimi składkami na ZUS i podatkami tej grupy społecznej: „Jeżeli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy, że się do niej po prostu nie nadaje”. A co powiedzieć w takim razie o władzy, która nie potrafi stworzyć odpowiednich warunków do prowadzenia działalności gospodarczej? Może to panowie Kaczyński, Kuźmiuk i inni nie nadają się do rządzenia?

Warto w tym miejscu nadmienić, że wzrost płacy minimalnej oznacza równocześnie wyższe wpływy do kasy państwa z tytułu podatków i składek na przymusowe ubezpieczenia. Wątpliwe, żeby postulat PiS – „pensja minimum 4000 zł” wynikał jedynie z troski o dobrobyt polskich pracowników. Programy socjalne kosztują i rządzący muszą je sobie powetować przychodami do budżetu z innych źródeł. A do kogo najłatwiej wyciągnąć ręce po pieniądze, jak nie do polskich przedsiębiorców? Z tej perspektywy jest to więc dodatkowe opodatkowanie prywatnych firm, co najdotkliwiej odczują Polacy prowadzący mniejszą działalność gospodarczą. Czy nie rozsądniej byłoby pójść w odwrotnym kierunku – obniżyć wysokość podatku dochodowego i składek na ubezpieczenia, i w ten sposób pozostawić pracownikom większą część ich zarobków w portfelach?

Przemysław Piejdak

Fragment artykułu, który ukazał się w „Polskim Szańcu” 2/2019.