Za nami już 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Jak co roku wśród obchodów i uroczystości organizowanych ku czci powstańców pojawiły się też głosy krytyczne. Negatywne opinie na temat zasadności decyzji o wybuchu powstania nie są w naszej debacie publicznej niczym nowym. Przywykliśmy już chyba wszyscy do szargania tego co święte oraz deprecjonowania wartości naszego narodu. Rozgrywająca się zarówno w świecie, jak i w Polsce, kampania nienawiści i pogardy, co chwilę uderza w naszą narodową spuściznę.
Powstanie Warszawskie, z racji swego tragizmu i trudności w jednoznacznej ocenie, stanowi szczególnie łatwy cel dla wszelkiego rodzaju wrogiej propagandy. Niezwykle prosto jest roztrząsać klęski i przywoływać obrazy zniszczenia. Jednak spłycanie zagadnień i wyciąganie pochopnych wniosków ze skomplikowanych i niejednoznacznych sytuacji, to bardzo tanie chwyty. Zdecydowanie trudniej jest przeanalizować poruszane zagadnienie w kontekście szerszym niż ma nam do zaoferowania marksistowska dialektyka. Skrajny materializm nie jest w stanie objąć zagadnień niematerialnych, ponieważ kwestie ducha i woli, miłości i poświęcenia nie wywodzą się z materii, a istota ludzka, to coś więcej niż tylko fizyczność i prymitywne instynkty. Nie wolno nam o tym zapominać w trakcie rozważań nad historycznymi i politycznymi okolicznościami towarzyszącymi wybuchowi Powstania Warszawskiego.
Wszelkie aspekty tego niepodległościowego zrywu zostały już po wielokroć przeanalizowane i przypisane do kategorii „za” bądź „przeciw”. Z każdej strony pojawiają się argumenty odnośnie politycznego i militarnego sensu walki o Warszawę w 1944 r. Wsłuchując się w publiczny dyskurs toczący się wokół tych kwestii nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pomijana jest sprawa najistotniejsza. Desperackie próby umniejszenia znaczenia Powstania Warszawskiego koncentrują się przede wszystkim na ukazywaniu go od strony praktycznej. Liczby i kalkulacje mają na celu zohydzić nam jego obraz poprzez epatowanie nas ilością zabitych i rannych. Przywoływany stale widok zrównanej z ziemią stolicy, ruin i zgliszcz będących jakoby wynikiem brawury powstańczej spełnia tę samą rolę. Istota powstania, tak samo zresztą jak i każdej innej walki narodowowyzwoleńczej, leży jednak gdzie indziej. Odnaleźć ją można w duszy narodu, poświęceniu i gotowości do oddania życia za narodową sprawę, złożenia krwawej ofiary na ołtarzu Ojczyzny.
Głównym argumentem malkontentów i środowisk wrogich polskości jest bezsens powstania, jako takiego, z racji braku politycznych uwarunkowań dających nadzieję na ewentualny sukces. Wytykana jest krótkowzroczność dowodzących, którzy rzekomo nie dostrzegając bądź ignorując fakty wróżące klęskę, mimo wszystko dali sygnał do rozpoczęcia walki. Obarczając odpowiedzialnością polskie dowództwo relatywizuje się jednoznaczny obraz odpowiedzialności moralnej. Każdej dyskusji na temat II wojny światowej towarzyszyć powinna pełna świadomość faktów. Pierwszym jest ten, że Polacy nie byli niczemu winni. To nie my rozpętaliśmy wojnę. Nie my wymordowaliśmy miliony ludzi w szaleńczym pędzie ku dominacji. Dlatego wszelkie próby dzielenia się przez Niemców odpowiedzialnością za ich zbrodnie zakrawają na bezczelność. Niestety ciągle są podejmowane. Byliśmy już świadkami najrozmaitszych sztuczek plugawej propagandy. Począwszy od „polskich obozów zagłady”, poprzez doszukiwanie się w naszej historii objawów antysemityzmu i zdziczenia, a skończywszy na stworzeniu całkiem nowej nacji bezpaństwowych „nazistów”.
Jarosław Gryń
Fragment artykułu, który ukazał się w „Polskim Szańcu” 3/2014.