Niepodległa Polska, którą znamy jest już „pełnoletnia”. Muszę przyznać, że jest to jedyna Polska jaką znam, ale mimo to mam do niej wiele zastrzeżeń i dokonując jedynie zwykłych obserwacji wiem, że stać ją (czyli nas Polaków, którzy ją tworzymy) na zdecydowanie więcej. 25 lat istnienia to więcej niż egzystowała II Rzeczpospolita, do której w żadnym wypadku nie może się porównywać miłościwie nam panująca III RP. Chcemy być traktowani w sposób poważny nie tylko w Europie, ale i na świecie, pora więc powiedzieć sobie pewne rzeczy wprost – państwo, które chwali się swoimi osiągnięciami (wieloma słusznie, niektórymi niekoniecznie) na prawo i lewo musi być stać na prowadzenie własnej polityki historycznej. W jej skład wchodzi ogromna liczba czynników, ale w niniejszym artykule chciałbym się skupić na jednym z nich – stosunku do rodaków żyjących poza granicami Ojczyzny, którzy znaleźli się tam wbrew własnej woli.
Fasadowe przemiany ustrojowe, które trwają przez ostatnie ćwierćwiecze w założeniach miały wyglądać zupełnie inaczej i naprawdę mogły się udać. Wtedy w moich oczach nie uzyskałyby przymiotnika „fasadowych”, czyli sztucznych. Dawna nomenklatura, która spodziewała się upadku najbardziej nielogicznego i irracjonalnego systemu politycznego w dziejach świata, jakim jest komunizm, zgotowała sobie miękkie lądowanie w postaci obecnej III Rzeczypospolitej. Dawni sługusi organów bezpieczeństwa wraz z przyjaciółmi i rodzinami stali się elitą III RP. Oczywistym jest, że w ich interesie nie leżała zmiana czegokolwiek na lepsze. Manipulując faktami pozwolili uwierzyć Polakom w wolność, której tak bardzo pragnęliśmy.
W wielu aspektach III RP stara się nawiązywać do historii II Rzeczypospolitej. Nie pamięta jednak o najważniejszym czynniku tworzącym państwo, czyli obywatelach. Mówiąc wprost – tworząc III RP zapomnieliśmy o ludziach będących integralną częścią Państwa Polskiego, lecz żyjących poza jego granicami. W debacie publicznej razi niekompetencja i mieszanie wielu pojęć, jak choćby Polonia, Polacy, repatriacja czy ekspatriacja. Wyjaśniam więc: Polonusem określamy Polaka, który urodził się w granicach Polski i sam (z powodów politycznych bądź ekonomicznych) opuścił naszą Ojczyznę. Jak zatem nazwać Polaka, który nie opuścił ziemi swoich ojców i mimo zmiany granic i represji politycznych postanowił pozostać w swojej małej ojczyźnie, strzegąc grobów przodków i polskiej tradycji? W pierwszym odruchu na usta ciśnie się słowo „superbohater”, lecz nasi rodacy ze Wschodu wcale nie wymagają od nas, mieszkających w Macierzy, tak wielkich słów. Proszą nas jedynie, aby nazywać ich Polakami, zgodnie ze stanem faktycznym. Wielokrotnie spotkałem się z ich strony z ogromnym żalem, gdyż „to nie oni opuścili Polskę, lecz Polska opuściła ich”… Zarówno fizycznie, jak i mentalnie, gdyż III Rzeczpospolita praktycznie nie pamięta o naszych rodakach, którzy mieszkają na Wschodzie. Jako wyzwanie proponuję pojechanie na Wileńszczyznę i nazwanie tamtejszych Polaków „Polonią”. Gwarantuję, że po odbytej dyskusji każdemu odechce się ignorancji. Najbardziej obelżywe jest jednak nazywanie przez wielu „Koroniarzy” (czyli mieszkańców Macierzy) naszych wschodnich rodaków słowem „ruskie”. Wystarczy, że Polak zza wschodniej granicy obecnej Polski ma śpiewny akcent, to przez wielu ignorantów automatycznie określany jest słowem „ruski”. Tragizmu takim sytuacjom dodaje fakt, że to właśnie Rosjanie uczynili życie naszych rodaków ze Lwowa czy Wilna takim, jakim ono jest obecnie. Teraz ofiary mylone są z oprawcami…
Kolejnymi mylonymi pojęciami są ekspatriacja i repatriacja. Oba słowa o łacińskim rodowodzie mają wspólny człon „patria”, czyli ojczyzna. Przedrostek „re-„ oznacza przywrócenie stanu poprzedzającego, zatem repatriacja to „powrót do ojczyzny”. Przedrostek „eks-„ oznacza wyjazd lub wyrzucenie, zatem ekspatriacja to „opuszczenie ojczyzny”, bądź trafniej w przypadku wielu Kresowian „wyrzucenie z ojczyzny”. Wielokrotnie spotkałem się z tekstami, w których nawet najznamienitsi badacze tematyki kresowej nazywają repatriacją exodus Polaków z Kresów Wschodnich po 1945 r. Jak można nazywać powrotem do Ojczyzny stan, w którym człowiek jest zmuszony opuścić miejsce urodzenia oraz groby swoich przodków? W najlepszym wypadku jest to tragiczne nieporozumienie.
Rafał Żak
Fragment artykułu, który ukazał się w „Polskim Szańcu” 1/2016.