Kim jestem? Dokąd dążę? Czy jest w tym wszystkim jakiś sens? Kwestie te, nurtują tych przedstawicieli gatunku homo sapiens, których można nazwać myślącymi. Jest ich jednak relatywnie niewielu. W opozycji do nich stoją zaś niezliczone hordy „półmyślących” istot, w stosunku do których zastosowanie określenia „człowiek” byłoby niezasłużoną nobilitacją. Podążając ścieżką wyznaczoną im przez los, bezrefleksyjnie przemierzają świat, uznając zastaną w nim rzeczywistość za świętą i niezmienną. Oczywiście o tyle, o ile w ogóle się nad nią zastanawiają. Często nie wykazują jednak skłonności do jakiejkolwiek refleksji, biorąc iluzje kreowane dla nich przez innych za prawdę, a serwowane im ochłapy za dobry pokarm.
Niezależnie od kraju, wyznania, poziomu wykształcenia czy zamożności, większość ludzi nie interesuje się niczym więcej niż zawartością swoich brzuchów i portfeli. Konstatacja ta, choć smutna, musi stać się udziałem każdej osoby znajdującej się w odniesieniu do nich po drugiej stronie barykady. Mentalna bariera odgradzająca ludzi biernych od aktywnych istnieje wyłącznie w naszych głowach. Pomimo całej swej iluzoryczności jest ona jednak dla wielu nie do przekroczenia. Niezwykle trudno wyrwać się z okowów własnych nawyków i inercji, aby wznieść się na wyższy poziom, umożliwiający rozpoczęcie świadomego życia. Jednak łatwo stoczyć się z intelektualnych i duchowych wyżyn, by pogrążyć się w świecie złudzeń, w jakich egzystują otępiałe masy.
Przyszło nam żyć w świecie, w którym wbrew prawom natury promowana jest średniość i nijakość. Kulturowa i społeczna rzeczywistość wokół nas, bezwzględnie wycina jednostki wyróżniające się in plus oraz in minus. Dominująca większość średniaków stanowi gwarancję zachowania status quo oraz samego istnienia otaczającego nas systemu. System zaś nie potrzebuje jednostek niepokornych, zarówno tych z tzw. marginesu, jak i tych z intelektualnych wyżyn. Tak samo jedne, jak i drugie wywołują bowiem ferment. Dzieje się tak z prostej przyczyny, którą jest niezadowolenie. Pragnienie czegoś więcej jest cechą normalną, jednak ekstrema, w postaci skrajnej nędzy i nieprzystosowania, skutkująca radykalizacją postaw i przemocą, oraz samoświadomości i ideowości, skutkująca chęcią zmiany systemu, stanowi dla tegoż wielkie zagrożenie. Pielęgnacja, nazwijmy to ładnie, klasy średniej, leży w żywotnym interesie każdej władzy pragnącej harmonijnego jej sprawowania. Klasa średnia jest bowiem, co do zasady, zadowolona. W przeważającej większości jest ona konserwatywna do bólu i z obawą spogląda na zmiany w ciepłym grajdołku, w którym się usadowiła. Jest ona gwarantem stabilności systemu oraz buforem przeciwdziałającym reformom, na którym łapę trzyma klasa rządząca, sterując nim przy pomocy szeroko pojętych mediów.
Obserwując stosunek władz do klasy średniej oraz fluktuacje jej liczebności i zasobności, możemy ocenić rzeczywisty kierunek, w którym zmierza dana społeczność. Hołubienie jej świadczy o odgórnej potrzebie stabilizacji, wynikającej z ogólnego stanu „nachapania się” na szczytach. Każde zmiany skutkujące zwiększeniem liczebności społecznych nizin, świadczą zaś o podjęciu kierunku destrukcyjnego, służącego przeprogramowaniu systemu w celu nadania mu później nowej dynamiki. Polega to na prostej zasadzie głoszącej, że „wojna wszystko wyrówna”. Gdy tylko pojawia się stagnacja, uniemożliwiająca bogacenie się najbogatszym lub gdy system dławi się ekskrementami własnych zaniedbań i przekrętów, wtedy i tylko wtedy kiełkuje w głowach rządzących konieczność zmian. Trudno odgadnąć w jak dużym stopniu są to procesy celowe i w jakim procencie da się nimi sterować. Jest jednak faktem, że przytłaczająca większość społeczeństwa podatna jest na wpływ, wynikający z modyfikacji jej mentalności za pomocą zwiększania lub zmniejszania zasobności i poczucia bezpieczeństwa. Jak już wspomniałem dotyczy to zdecydowanej większości, jako że świadoma mniejszość nie da sobą tak łatwo manipulować. Część społeczności, niepodatna na zewnętrzną stymulację jej zwierzęcych odruchów, analizująca rzeczywistość pod kątem faktów, a nie emocji, jest bardzo trudna do sterowania, co nie znaczy wcale, że jest to niemożliwe.
Jarosław Gryń
Fragment artykułu, który ukazał się w „Polskim Szańcu” 1/2016.